Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2018

Jubileuszowe rozdanie książek

Miałam szybciej opublikować wyniki rozdania książek, które ogłosiłam w poprzednim wpisie, ale kończący się tydzień obfitował w wydarzenia. Łącznie z miłą niespodzianką w postaci zaproszenia do magazynu „Świat” w TVN24 BiS, w zeszły czwartek. Audycja dotyczyła minimalizmu i udział w niej był ciekawym i przyjemnym doświadczeniem. Jeśli będę mogła opublikować chociaż jej fragment, dam Wam znać, bo wiem, że są osoby, które chciałyby obejrzeć materiał. Zobaczymy, wiecie, kwestie prawne, muszę uzyskać zgodę na publikację. Nie wiem jednak, czy się uda. Bardzo dziękuję Wam za tę falę ciepła i serdeczności, która na mnie spłynęła po 500. wpisie w komentarzach pod tekstem i w e-mailach. Cieszę się, że z Waszych wypowiedzi wynika, że udaje mi się realizować przyjęte już dawno założenia dotyczące mojej obecności w sieci. Cele szczerości, autentyczności, szacunku do każdego. Piszecie, że to dostrzegacie i doceniacie. To wielka nagroda dla mnie. Mnóstwo radości daliście mi Waszymi wypowiedziam

Moje pierwsze 500+ i prezent dla czytelników

W listopadzie 2009 r. powstał pierwszy wpis na blogu, który wówczas nazwałam Minimalistka (w serwisie blox). Nosił tytuł Trudne początki i zaczynał się tak: Tytuł blogu jest nieco na wyrost. Nie jestem minimalistką. Może kiedyś będę. Staram się ograniczać liczbę posiadanych rzeczy, upraszczać swoje życie i otaczającą mnie przestrzeń, uczę się świadomie kupować. Dążę do wyeliminowania tego, co zbędne. Walczę z tendencją do gromadzenia przedmiotów i kupowania wciąż nowych rzeczy.  Minęło nieco ponad 8 lat i w tym czasie napisałam w sumie 500 wpisów, łącznie z dzisiejszym. Gdy zaczynałam, nie miałam najmniejszego pojęcia, dokąd mnie to zaprowadzi. Czułam potrzebę dzielenia się swoim doświadczeniem, wrażeniami z przygody, jaką okazało się stosowanie minimalizmu w praktyce. Z czasem blog stał się zapisem różnych moich przeżyć i przemyśleń, a także relacją z procesu zmian w wielu dziedzinach życia.

Brzydkie słowo „kreatywność”

W poprzednich wpisach opowiedziałam Wam pokrótce, jak wygląda moje życie jako osoby pracującej na własny rachunek, oraz jakie zmiany w organizacji pracy wprowadzałam w miarę nabywania doświadczenia. Sporo było mowy o dyscyplinie i koncentracji. Dzisiaj chciałabym Wam napisać, dlaczego przykładam dużą wagę do tego, by nie poświęcać na pracę więcej czasu niż potrzeba, i dlaczego wyznaczam sobie ramy czasowe, w których staram się mieścić najlepiej, jak tylko to możliwe.  Praca na etacie miała wiele zalet, ale też miała dla mnie kilka zasadniczych wad. Po pierwsze: rutyna i powtarzalność. Często całe tygodnie zlewały mi się we wspomnieniach w jeden niewyraźny i nieco nudnawy film. Pomimo dobrej atmosfery w biurze i przyzwoitych warunków zatrudnienia odliczałam czas od poniedziałku do weekendu (ten odcinek zawsze się dłużył), a z kolei weekendy przelatywały człowiekowi przed oczami jak błyskawica i zawsze kończyły się zbyt szybko. Zbyt wiele było zaległości do nadrobienia, bo i trzeba