Nie sposób mówić o upraszczaniu i pozbywaniu się nadmiaru, pomijając temat tego, co dzieje się w naszych kuchniach.
Gdy zastanawiam się nad kwestią prostoty w tej dziedzinie, przychodzą mi na myśl takie zagadnienia, które obecnie uważam za ważne:
1. prostota składników i metod przygotowania posiłków;
2. czas przygotowania oraz ewentualnej obróbki termicznej potrawy;
3. ergonomia i planowanie pracy;
4. racjonalne wykorzystanie zasobów i ograniczenie marnotrawstwa;
5. funkcjonalność i estetyka wyposażenia kuchni oraz naczyń do serwowania.
Jakość jedzenia była dla mnie zawsze ważną kwestią. Zostałam wychowana w przekonaniu, że „jesteś tym, co jesz”, czyli że to, co zjadasz, bezpośrednio przekłada się na Twoje samopoczucie i stan zdrowia. Z czasem takie podejście tylko się utrwaliło.
Jednak zanim zainteresowałam się minimalizmem, przekładało się to na zaopatrywanie się w niezliczoną ilość rzeczy i materiałów, które miały uczynić ze mnie kucharkę idealną. Książki kucharskie, czasopisma kulinarne, stosy kartek z wydrukowanymi przepisami znalezionymi w sieci. Sprzęty AGD wszelkiej maści: parowar, kuchenka mikrofalowa, ekspres ciśnieniowy do kawy, frytownica, blendery, miksery. Naczynia, specjalistyczne gadżety, wymyślne przyprawy i dodatki. Niestety większość z tych pomocników rzadko była używana. Uważałam, że bardzo lubię gotować i piec, ale pracując coraz więcej, miałam coraz mniej czasu na te zajęcia. Często jadaliśmy w pracy lub gdzieś na mieście. Kupowałam też oczywiście jakieś kanapki czy sałatki w biurze. Zakupy spożywcze robiłam dość regularnie, ale sporo z zakupionych produktów marnowało się, bo kupowałam za dużo, bez planu, albo pod wpływem inspiracji jakimś nowo poznanym przepisem, który koniecznie chciałam wypróbować, a potem składniki czy przyprawy do niego kupione zostawały niewykorzystane.
![]() |
Photo by JACKELIN SLACK on Unsplash |
Istotnym jest, jak wygląda sytuacja obecnie. Z ówczesnego wyposażenia ruchomego kuchni zostało nam chyba około 20%. Kilka urządzeń elektrycznych mamy, ale wszystkie zostały kupione po długim namyśle, analizie potrzeb, kosztów i korzyści oraz konsultacjach z mądrymi osobami. Naczynia kuchenne dość podstawowe, podobnie jak i te do podawania posiłków. Zapasy produktów przemyślane, ani za duże, ani za małe. Czasem coś się zmarnuje, spleśnieje czy zgnije, rzecz naturalna, ale jest to naprawdę bardzo niewielka część.
Natomiast gotuję codziennie, chociaż dawno już zrozumiałam, że nie jest to i nie będzie moją pasją. Owszem, przygotowuję prawie wszystkie posiłki, które jemy, bo uważam to za ważne dla naszego zdrowia i samopoczucia. Nie sprawia mi przykrości, ale też nie daje jakieś szczególnej frajdy. Nieco większą przyjemność sprawia mi pieczenie ciast, bo lubię precyzyjnie odmierzać składniki, ważyć, mieszać. Jednak w tej dziedzinie nie mam wielu okazji do popisu i rozwoju, bo oboje jesteśmy mało „deserowi”, rzadko mamy ochotę na słodkości, a jeśli już, to zwykle kończy się na kawałku gorzkiej czekolady albo na fasolowym brownie. Właśnie dlatego dążę do maksymalnej prostoty w gotowaniu. Zarówno jeśli chodzi o wyposażenie, jak i metody pracy. Skoro nie chcę spędzać za dużo czasu w kuchni, ale nie chcę też zdawać się w tej kwestii na innych, muszę tak sobie organizować przestrzeń, narzędzia i pracę, by móc przygotowywać posiłki sprawnie, szybko i bez zbędnych ceregieli. Tak też dobieram potrawy, które przygotowuję. Owszem, sama obróbka termiczna może trwać bardzo długo w niektórych przypadkach, ale przygotowanie półproduktów ma być jak najkrótsze.
Dajcie znać, czy interesują Was kwestie kuchennej prostoty, z chęcią rozwinę ten temat, jeśli uznacie go za wart poruszenia.