Przejdź do głównej zawartości

Dziesięć lat z minimalizmem

Za długo mnie tutaj, na blogu, nie było. Powodów ku temu było wiele, nie będę po raz kolejny się tłumaczyć. Jeśli czytasz te słowa, prawdopodobnie chociaż trochę mnie lubisz, więc po prostu przepraszam cię za tę ciszę. Trudno wrócić po tak długiej przerwie, ale jest tylko jeden sposób, by tę trudność przełamać. Usiąść i napisać. 

Mija 10 lat od mojego pierwszego zetknięcia się z koncepcją minimalizmu. Nie sądziłam wtedy, że dekadę później będę go nadal stosować. Co więcej, nawet nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek poczuję się minimalistką. Od tamtego czasu bardzo wiele w moim życiu się zmieniło. Właściwie pod każdym względem na lepsze. Jeśli śledzisz mojego bloga lub kanał, znasz już dobrze historię tych zmian, nie będę więc tym razem opowiadać tej historii po raz kolejny. 

Zdjęcie Bellove, makijaż i fryzura Muskatie
Nie zastanawiam się, co będzie za kolejne 10 lat. Jaka będę, gdzie i jak będę żyć? Tego nie wie nikt. Być może nie będzie mnie już wśród żywych. Tego też nie wiadomo. Nie ma to zresztą żadnego znaczenia dla tego, co dzieje się teraz. Nie widzę sensu martwienia się o przyszłość, jedyne, co mam, to teraźniejszość i tylko na niej mi naprawdę zależy. A moja teraźniejszość od tych dziesięciu lat jest coraz lepsza. Przede wszystkim dzięki temu, jak bardzo wzrosła moja samoświadomość. Coraz lepiej poznaję siebie, a dzięki temu łatwiej mi też dostrzegać innych, otwierać się na ich potrzeby i sprawiać, by żyło im się ze mną lepiej i przyjemniej. 

Mój stan posiadania w porównaniu do sytuacji sprzed 10 lat to faktycznie minimum. Niewielki ułamek. Czuję się z tym świetnie, jest mi lekko, a rzeczy, które posiadam, naprawdę mnie cieszą. Używam, aż zużyję. I zawsze żegnam się z nimi z prawdziwym żalem. Jednocześnie o wiele lepiej wykorzystuję swój potencjał w każdej dziedzinie życia. Piszę, tłumaczę, oprowadzam (tak, wróciłam do oprowadzania po Krakowie), dźwigam ciężary, nagrywam filmy na YT, spędzam czas z rodziną i przyjaciółmi, podróżuję, słucham muzyki, czytam dobre książki. Nie robię za to wielu rzeczy, które kiedyś pochłaniały mój czas, siły i uwagę. Nie oglądam telewizji, nie czytam plotek, nie snuję się po internecie, nie włóczę się po sklepach bez szczególnej potrzeby. Nie spotykam się z ludźmi, którzy pozbawiali mnie energii lub sprawiali, że czułam się źle, bo chyba tak naprawdę niespecjalnie mnie lubili. 

Dziękuję za to, że czytasz te słowa. Niczego nie obiecuję: ani że będę pisać regularnie i często, ani że nie będzie już więcej takich przerw. Owszem, chciałabym. Chcę, ale wolę nie obiecywać. Po prostu cieszę się, że tu jesteś, że spędzasz ze mną tę krótką chwilę w wirtualnym świecie. Jeśli ty też się cieszysz, że jesteś tutaj, możesz dać mi jakiś znak, mailowo (ajka@prostyblog.com), albo przez inny kanał społecznościowy (Facebook, Instagram). Ale nie musisz, wystarczy, że mnie czytasz. 

Na razie życzę ci miłego dnia, poranka, wieczoru. Do zobaczenia!




Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian